Top 8 ostatnich tygodni | sierpień 2018
Wakacyjny sezon urlopowy powoli dobiega końca. Pamiętam jakby to było wczoraj, kiedy już z początkiem wakacji wyjechaliśmy na pierwszy zaplanowany urlop a tymczasem już koniec sierpnia – czas płynie zdecydowanie za szybko. Nie będę ukrywała, że czas letni nie jest dla mnie produktywny pod kątem poznawania nowości kosmetycznych. To dla mnie czas typowo wyjazdowy a kosmetyczka niezbyt pojemna 🙂 dlatego często sięgam po miniatury produktów, które na ten okres zbieram nawet przez kilka miesięcy. To świetny sposób na zapoznanie się z kosmetykami, które są na mojej liście „do kupienia” i faktycznie poznałam takie, które chcę mieć! Ale póki co, przychodzę do Was z publikacją o kilku ulubieńcach ostatnich tygodni.
ulubieńcy
Becca

Latem rzadko można mnie spotkać w pełnym makijażu. Najczęściej stawiam na krem BB lub tonujący krem do twarzy, odrobina brązera, lekko podkreślam brwi, tuszuję rzęsy a usta pociągam transparentnym błyszczykiem. Całość zabiera mi max. 5 minut. Na placach rąk mogę policzyć ile razy użyłam cieni do powiek, ale jeśli użyłam to tylko z palety Becca z limitowanej serii Ocean Jewels. Paleta jest już niedostępna (przynajmniej on-line w Sephora) więc nie będę się długo o niej rozwodzić, ale bardzo się cieszę, że udało mi się ją dorwać. Jak nazwa wskazuje inspiracją jej stworzenia były kolory głębin oceanu i magia światła odbijającego się z jego wnętrza. Wszystko tutaj do siebie pasuje, cienie zarówno matowe, metaliczne, jak i brokatowe, pigmentację określam na umiarkowaną i nie wymagającą szczególnej precyzji. Cienie zaaplikowane palcem na bazę wyglądają subtelnie ale i wyjątkowo, łatwo się łączą tworząc fajny klimat na powiece. A opakowanie z dużym lusterkiem ułatwiającym aplikację – prawdziwy majstersztyk. Kolejny raz Becca mnie nie zawiodła, wychodzi niemal na prowadzenie w moim rankingu marek makijażowych.

Burberry Kisses

Błyszczyki i balsamy koloryzujące stawiam ponad pomadki ale mam kilka, które cieszą moje nie tylko oko. Z pewnością należy do nich pomadka Burberry Kisses w odcieniu English Rose Nº17. Nie jest to typowy różowy nudziak, ale na ustach wygląda zdecydowanie inaczej niż w rzeczywistości (na powyższym zdjęciu światło lekko ją rozjaśnia). Patrząc na nią bez sprawdzenia jej kolorystyki chociażby na dłoni, z pewnością nigdy bym jej nie kupiła. Ma lekką formułę i gładko sunie po ustach. To nie jest kolejna matowa pomadka, od których aż się roi (szczerze mówiąc to jakoś mnie nie przekonały, moje usta nie lubią matowych wykończeń), nie jest również mocno połyskująca. To satyna, która nie wyróżnia się szczególną trwałością, a mimo wszystko zdecydowanie trafiła w mój gust. Jedno pociągnięcie daje efekt lekkiego nawilżenia ust z delikatnym kryciem, co mi bardzo pasuje na co dzień. Można nią stopniować budowanie koloru, jest komfortowa w noszeniu, w ogóle nie wysusza ust! Mam ochotę na inny kolor z tej serii 🙂

dermokosmetyki
Latem wspomagam się samoopalaczami, w tej kwestii nic się nie zmienia od kilku lat i najczęściej faworytów szukam na półkach dermokosmetyków. Tym razem w moje ręce wpadł samoopalacz w sprayu Bioderma Autobronzant i szybko okazało się, że pozostaje ze mną na dłużej. Jego zaletą jest łatwość aplikacji, dozuje mgiełkę, która delikatnie osiada na skórze tworząc przy pierwszej aplikacji subtelną opaleniznę w naturalnym kolorze. Do uzyskania mocnej opalenizny producent zaleca trzykrotną aplikację i to faktycznie się sprawdza. Produkt na skórze szybko się wchłania i nie tworzy smug, zmywa się również równomiernie. Z przyjemnością sięgnę po niego ponownie.

Serozinc La Roche Posay
Serozinc, mgiełka łagodząca z pochodną cynku La Roche Posay to mój ogromny sprzymierzeniec latem. Kierowana jest do cery mieszanej i tłustej z tendencją do niedoskonałości i trądziku.  Moja skóra latem mocno się przetłuszcza, szczególnie w strefie T, a mgiełka ta działa lepiej od niektórych znanych mi kremów matujących. Jej formuła zawiera cynk, który aktywnie redukuje proces wydzielania łoju, reguluje produkcję sebum oraz działa matująco i antybakteryjnie. Jak każdy produkt marki zawiera także wodę termalną z La Roche-Posay o właściwościach kojących i antyoksydacyjnych, by wspierać barierę ochronną skóry oraz redukować jej nadreaktywność. Hipoalergiczna formuła nie zawiera parabenów, alkoholu, konserwantów i barwników.
Jest bardzo wygodna w użyciu, wystarczy spryskać nią skórę, nie wymaga osuszania, a cenię ją najbardziej za to, że faktycznie pozostawia skórę matową. Można ją stosować za każdym razem kiedy skóra zaczyna się błyszczeć, także w ciągu dnia aby usunąć nadmiar sebum oraz na makijaż aby zadbać o matowy efekt. Jeśli przeszkadza Ci nadmiar sebum w ciągu dnia, to może być produkt stworzony również i dla Ciebie.

serum z witaminą C Liq CC
Dwa lata temu ukazał się na moim blogu wpis na temat serum z witaminą C Liq CC marki Liqpharm, który zatytułowałam „Bardzo dobre serum z witaminą C”, a wstęp rozpoczęłam „chciałam napisać w tytule, że „najlepsze”, ale całe życie jeszcze przede mną i kto wie co jeszcze znajdę wśród tego rodzaju kosmetyków”. Według statystyk to jeden z najczęściej czytanych wpisów na blogu, znajdziesz go tutaj —> TUTAJ. Przez moje ręce przewinęło się wiele kosmetyków z witaminą C ale Liqpharm postawił tak wysoko poprzeczkę, że trudno ją przebić. Z przyjemnością sięgam po wersję bogatą jak i lekką, z podziałem na sezony zimowy i letni. Wersja lekka szybko się wchłania i nie pozostawia filmu na skórze, obydwie zawierają 15% aktywnej witaminy C, nie podrażniają skóry a sprawiają, że moja skóra jest pełna blasku i wigoru. Prosty skład z przewagą składników aktywnych – oprócz witaminy C: tokoferol, magnez i kwas hialuronowy – w towarzystwie dla mnie ceny i działaniu jakie wykazuje to właściwie wszystko co pozwala mi stwierdzić, że to najlepsze serum z witaminą C jakie dotychczas poznałam. To już czwarta buteleczka i nic nie wskazuje na to, że ostatnia. Bardzo polecam!

Origins
Origins = świetne maski do twarzy. Na sezon wyjazdowy postawiłam głównie na maski w płachcie i kilka wersji podróżnych masek kremowych, które umieszczone są w małych poręcznych opakowaniach. Spodziewałam się, że Origins mnie zaskoczy, ale nie sądziłam, że tak bardzo 🙂 Drink Up Intensive doskonale nawilża i koi skórę. Według zaleceń producenta należy ją delikatnie wmasować wieczorem w skórę, a nadmiar usunąć. Ja stosuję ją cienką warstwą i pozostawiam na całą noc, rano budzę się z twarzą miękką i gładką bez przetłuszczenia skóry. Świetna po dniu spędzonym na plaży! Olejki z awokado i pestek moreli głęboko i błyskawicznie nawilżają a wodorosty z morza japońskiego pomagają naprawić barierę ochronną skóry zapobiegając odwodnieniu i oznakom przedwczesnego starzenia.
Z kolei czarna maska z węglem drzewnym i białą glinką dobrze oczyszcza skórę bez ściągnięcia. W odróżnieniu od wielu tego typu masek nie zastyga mocno na skórze, łatwo się zmywa pozostawiając skórę fajnie odświeżoną i matową. Podróżne pojemności masek to tylko, albo aż!, 30ml – są bardzo wydajne, więc pełnowymiarowe 100ml z pewnością służą bardzo długo. Maska z węglem charakteryzuje się mniejszą wydajnością ale i tak uważam, że warto w nią zainwestować.

La Panthere

Na koniec zostawiłam zapach, ale nietypowy, ponieważ zamiast klasycznego flakonika perfum perfumowany krem do ciała. W ubiegłym roku pisałam na blogu o perfumach Cartier La Panthere, jeśli znasz ten zapach, to z pewnością wiesz, że nie jest to lekki, ulotny dzienny zapach. Uwielbiam go, ale zdaję sobie sprawę, że stosowany latem podczas wysokich temperatur może przyprawiać o zawrót głowy otoczenie. Dlatego z przyjemnością sięgam po perfumowany krem do ciała, którego zapach nie jest tak intensywny, a bardziej bliskoskórny. Zaaplikowany na nadgarstki krem subtelnie daje o sobie znać i uwodzi dyskretnie. To krem dość mocno perfumowany, dlatego wystarczy tylko odrobina. Nie jest tak trwały jak perfumy ale wystarczająco aby był wyczuwalny. Must have dla miłośniczek kultowej Pantery.
Tak prezentuje moja ósemka ostatnich tygodni, jestem ciekawa czy znasz te kosmetyki. Daj znać w komentarzu co o nich myślisz i zdradź swoich faworytów.
Pozdrawiam 🙂
Powrót na górę