Kosmetyki, do których wracam | vol. 1
Na rynku jest ogromna ilość różnorodnych kosmetyków i nie jesteśmy w stanie (a już z pewnością ja) poznać wszystkich, choćbyśmy nie wiem ile chcieli. Zgodzisz się ze mną? Wraz z nadejściem każdego kolejnego sezonu przybywa nowości kosmetycznych – właściwie to jest to powód do radości, ponieważ z reguły to dążenie marek za trendami i nowoczesnymi technologiami – od których mam wrażenie, że półki się uginają. Pamiętam, kiedy w bloku, w którym mieszkam, otwierał się Rossmann – ale była feta!!! Pomimo, że jego powierzchnia się nie zmieniła, to asortyment zdecydowanie się poszerzył. Nie było tyle szaf kolorówki, nie było tyle marek kosmetyków do pielęgnacji twarzy, nie było segmentu kosmetyków koreańskich, nie było tak szerokiej gamy produktów do pielęgnacji i stylizacji włosów…. ba… teraz już w dwóch miejscach na ścianach wiszą nawet kosmetyki do pielęgnacji ust!!! Ot, taka dygresja blogerki, która pisze o kosmetykach 😉 
ulubieńcy

Zatrzymałam się w tym pędzie kosmetycznym (tak, tak – wtedy, kiedy nie było mnie przez dwa miesiące na blogu), zrobiłam porządki na swoich półkach i obiecałam sobie, że nie dopuszczę do sytuacji, której zwyczajnie nie ogarniam ilościowo. Nie oznacza to, że zwijam żagle 🙂 ale mocniej uświadomiłam sobie, że po drodze
spotykałam wiele kosmetyków, na wspomnienie których na twarzy maluje się
uśmiech. Masz takie? Ja też 🙂 Wpis ten mogłabym również śmiało zatytułować jako zakupy czy ulubieńcy, ponieważ to kosmetyki, które kupiłam ponownie i myślę, że jeszcze niejednokrotnie kupię a fakt, że je kupiłam oznacza, że są świetne! Zapraszam Cię do dalszej części wpisu, gdzie dowiesz się co takiego kupiłam ponownie i dlaczego.

 

Make Me Bio

To już moja czwarta lub piąta buteleczka wody różanej Make Me Bio. Nie będę Cię zanudzała jakie konkretnie ma właściwości, w skrócie: działa tonizująco i odżywczo. Uwielbiam za różany zapach, za to, że koi skórę, za to, że ma świetny atomizer, który uwalnia mgiełkę a nie strumień wody i za to, że ma wygodne, plastikowe i lekkie opakowanie mieszczące się w torebce. Używam po myciu twarzy zarówno rano jak i wieczór oraz odświeżam z jej pomocą spragnioną skórę w ciągu dnia, a nawet włosy. To produkt bezpieczny, w 100% naturalny, bez parabenów, sztucznych zapachów i konserwantów. No i zaletą jest również jego cena, która w zależności od miejsca oscyluje w granicach 15zł. W Kontigo często dostępna poniżej 10zł – można używać do woli!
Tak – w ostatnich ulubieńcach chwaliłam hydrolat różany Mokosh! Nic się nie zmieniło, nadal sobie chwalę i od czasu do czasu mogę zaszaleć za 45zł ale na bieżąco wybieram tańszą opcję 😉 

Phenome

O marce Phenome na moim blogu jeszcze nie było, a tu proszę – drugie opakowanie cukrowego peelingu i maski w jednym MULTI-ACTIVE. Nie wierzę, że po pierwszym jego użyciu nie polubisz go! Ja też byłam niedowiarkiem ale to była miłość od pierwszego użycia. Co to takiego? To aksamitna cukrowa pasta peelingująca wzbogacona olejkami, pestkami truskawek i oliwek, która pachnie tak słodko, że chciałoby się ją zjeść (producent określa zapach jako grudniowy piernik), złuszcza i odżywia skórę jednocześnie, i mocno uzależnia! Mogłabym używać jej codziennie, co wcale nie jest takim złym pomysłem, ponieważ niezwykle delikatnie obchodzi się ze skórą. Pozostawia skórę gładką, miękką i aksamitną w dotyku. Produkt polecany do wszystkich typów skóry. Naturalny – Phenome-nalny! 
Agata! Jeśli to czytasz, to wielkie dzięki :*

Sephora

Czas na maseczkę, a nawet dwie! Pierwsza to marki własnej SEPHORA – błotna, gwoli ścisłości. Formuła maseczki oparta jest na cynku, miedzi i białej glinki, składnikach, które wykazują działanie oczyszczające i normalizujące pracę gruczołów łojowych, więc z założenia kierowana jest do cer mieszanych oraz tłustych posiadających skłonności do zanieczyszczeń i niedoskonałości w postaci np. zaskórników. Uważam, że raz w tygodniu mogą z jej korzystać również posiadaczki skór normalnych, a nawet suchych skracając czas pozostawania jej na skórze. Bardzo dobrze oczyszcza skórę, nie lubię przepłacać, kosztuje ok. 50zł a radzi sobie tak samo z moją skórą dobrze, co droższe maski oczyszczające. Bingo! za opakowanie podróżne, 30ml w gustownym słoiczku łatwiej zabrać w podróż. Szukasz dobrej maski oczyszczającej? Ta powinna Ci się spodobać 🙂 

NUXE

Ktoś tu lubi maseczki! Ciekawe kto? 😉 I to ponownie oczyszczająca. Ale tym razem delikatnie oczyszczająca i z płatkami róży – jakżeby inaczej 🙂 Masque Purifiant Doux NUXE to maseczka-krem o ultra delikatnej niczym jedwab formule, która z mojego punktu widzenia spełnia wszystkie kryteria maseczki luksusowej. To nie jest kolejna „banalna” maseczka, tylko luksus w najlepszym wydaniu. U jej podstawy znajdziemy kaolinę, białą glinkę, zwaną inaczej
porcelanową, z właściwości której każdy rodzaj cery może czerpać
wymierne korzyści. Kaolina należy do glinek kosmetycznych, które
wykazują działanie bakteriobójcze i absorpcyjne, to ogromny
sprzymierzeniec w oczyszczaniu porów skóry, wyciąga z nich nadmiar sebum
i nagromadzonych zanieczyszczeń.  Po jej użyciu skóra jest pozbawiona zanieczyszczeń bez nadmiernego zmatowienia, odświeżona i ukojona. Uwielbiam od kilku lat!
balsam do ust
Na zakończenie miodek do ust! Bo inaczej tego balsamu nazwać po prostu nie można. Po kilkunastu miesiącach smarowania ust wieloma pielęgnacyjnymi pomadkami, przyszedł czas, kiedy powiedziałam: dość! Chcę ponownie miodek NUXE! Bez dwóch zdań: najlepszy balsam do ust! Żadne przesuszenia nie mają z nim szans, kiedy nakładam go na noc na usta, ON wita mnie rano swoją słodyczą na nich i za to uwielbiam go najbardziej!  Gustowny słoiczek wypełniony jest po brzegi bardzo dobrym kosmetykiem o konsystencji nie płynnego/nie zbitego miodu – i tak samo pachnie! Cudownie, słodko, uwodzicielsko, bez zaburzenia podstawowych kompozycji zapachowych, jakimi są miód i wosk pszczeli z delikatnym, ale wyczuwalnym aromatem owoców cytrusowych.  Miód – jak smakuje i pachnie, każdy wie 🙂 ale nie każdy wie, że balsam do ust Rêve de Miel® NUXE to produkt doskonały pod każdym względem. Po użyciu balsamu usta są nawilżone, miękkie, gładkie, delikatne, nie klei się (!), zrogowacenia i suche skórki znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Plaster na usta! Nie znasz? Żałuj.

 ZOBACZ recenzję na moim blogu: Jego Wysokość NUXE Rêve de Miel® obchodzi 20-ANS ♕

Oto moja pierwsza na blogu piątka kosmetyków, do których wracam. Zainteresowana? A może nuda, wszystkie już znasz 😉

Pozdrawiam 🙂

Powrót na górę