Uff, jak gorąco – orzeźwienie dla ciała, ukojenie dla duszy, czyli letni niezbędnik pielęgnacyjny

Uff, jak gorąco – orzeźwienie dla ciała, ukojenie dla duszy, czyli letni niezbędnik pielęgnacyjny

Temperatura ostatnimi laty, szczególnie w sezonie wakacyjnym, bardzo nas rozpieszcza i funduje istne tropiki. Jak przystało na nasz kontynentalny klimat jest bardzo gorąco, duszno, pot się leje strugami i właściwie to nie ma czym oddychać. Nie wiem jak Wy, ale ja co rok o tej porze oprócz kosmetyków z wysokim filtrem, szukam także tych pielęgnacyjnych o jak największym stężeniu orzeźwienia. W roli głównej oczywiście świeża mięta i owoce cytrusowe 🙂
Co znalazłam w tym roku w asortymencie koncernów kosmetycznych na lato? Zapraszam do dalszej części postu.

Na pierwszy ogień idzie matujący płyn micelarny  – tonik 2w1 do mycia twarzy. 
Produkt z asortymentu lubianej przez wielu Tołpy z gamy Dermo Face Strefa T. Producent zapewnia nas, że „normalizuje wydzielanie sebum, matuje, tonizuje i odświeża. Strefa T nie jest nazwą strefu geograficznej ani ekonomicznej, tylko dotyczy pielęgnacji skóry mieszanej. Literę T tworzą razem czoło, nos i broda. To partie, które „najbardziej się świecą” i produkują dużą ilość sebum. W przeciwieństwie do suchych policzków, dających uczucie ściągnięcia. Nasz dermokosmetyk jednocześnie usuwa zanieczyszczenia i nadmiar sebum oraz tonizuje skórę. Ściąga rozszerzone pory. Przywraca równowagę między przetłuszczającymi a przesuszonymi partiami twarzy. Pozostawia skórę matową i nawilżoną. ”

Pojemność: 200ml / 400ml
Cena: 28zł / 38zł

Jeżeli ktoś zanosi się z zamiarem zakupu tego płynu micelarnego jako typowego do zmywania makijażu, to może się minąć z rzeczywistością, ponieważ nie do tych celów został on stworzony. Moim zdaniem płyn w żadnym stopniu nie radzi sobie z demakijażem, że nie wspomnę już z wodoodpornym. Ja oczywiście kupiłam go do demakijażu 🙂 w promocji w Super Pharm jakieś 3-4 miesiące temu za ok. 10-12zł o ile dobrze pamiętam. Nie czytałam informacji zawartych na opakowaniu, więc myślałam, że będę miała sporo płynu do demakijażu (400ml) w bardzo przystępnej cenie i na dodatek marki, którą lubię i podziwiam.
Wyobraźcie sobie jakież było moje zdziwienie, kiedy wieczorem postanowiłam go użyć – nie wierzyłam własnym oczom i parsknęłam ze śmiechu, kiedy okazało się, że to po prostu tonik. A ja zdziwiona, że mi nie zmywa makijażu, tylko jakoś tak dziwnie rozmazuje. Jaki z tego morał?: czytamy etykiety i to co zawarte jest na opakowaniach produktów, które kupujemy. Wiem, że czasem producent mija się z prawdą w deklaracji marketingowej, ale w przypadku tego produktu muszę przyznać, że nie pomylił się.

Kiedy już dojrzałam do faktu, że nie zmyję makijażu tym produktem, pomyślałam – poczekam aż będzie upalne lato i wtedy na pewno się zrozumiemy. I nie pomyliłam się. Płyn jest rewelacyjny na wysokie temperatury do cyklicznego przemywania twarzy w ciągu dnia.
Jak przystało na Tołpe, za co im bardzo dziękuję, produkt nie zawiera alergenów, sztucznych barwników, PEG-ów i SLS-ów, posiada łagodne substancje myjące, neutralny kolor, roślinne składniki aktywne, fizjologiczne pH oraz opakowanie bezpieczne dla środowiska, poddawane recyklingowi. W składzie płynu mamy torf tołpa – podstawowy składnik wszystkich kosmetyków marki, który mówiąc krótko wzmacnia odporność, przyspiesza regenerację i poprawia kondycję skóry. Oprócz niego zawarty w płynie jest ekstrakt z kory cynamonowca, czyli cynamonu, który ma silne działanie przeciwbakteryjne, co jest niezmiernie ważne przy pielęgnacji skóry tłustej. Olejek i kora z cynamonowca to prawdziwi siłacze w walce ze zmianami trądzikowymi. Likwidują ropne wypryski, rozjaśniają cerę, zapobiegają
plamom trądzikowym, łagodzą przebarwienia oraz przyśpieszają eliminację
toksyn ze skóry. Dodatkowo w składzie znajdziemy ekstrakt z mirry normalizujący pracę gruczołów łojowych i regulujący tym samym wydzielanie sebum – działa anyseptycznie, silnie bakteriobójczo i przeciwzapalnie. 

Żaden z powyższych składników nie znalazł się w składzie tego produktu przypadkiem – moim zdaniem to bardzo dobry matujący płyn micelarny na lato, oczywiście dla osób borykających się z nadmiarem sebum.
Bardzo solidna butelka z wygodnym dozownikiem, nic się w niechciany sposób nie wylewa. Płyn zabarwienia lekko zielonego o przyjemnej lekkiej i orzeźwiającej kompozycji zapachowej. Bardzo bobrze tonizuje, szybko się wchłania i nie pozostawia po sobie żadnej tłustej warstwy. Nie uczula, a bardzo dogłębnie i skutecznie oczyszcza skórę twarzy. Gorąco polecam!

Kolejny produkt, który przychodzi z pomocą w upalne dni to nawilżający krem – żel do twarzy marki AVON z serii ANEW AQUA YOUTH. Otwierając opakowanie byłam pełna obaw, czy aby na pewno jest to krem dla mnie – zupełnie niepotrzebnie, bo okazał się fajnym produktem.

Opakowanie wierzchnie jest bardzo ubogie w informacje na temat tego produktu, oprócz składu oczywiście, ale wszystko na jego temat możemy dowiedzieć się z ulotki, która znajduje się wewnątrz.

Żel-krem ANEW AQUA YOUTH
„Moc wody, twoje niewyczerpane źródło młodości. Przedstawiamy krem-żel opracowany przy wykorzystaniu technologii H2O Power. Wykorzystuje ona moc działania wody w skórze, by podwoić poziom jej nawilżenia i chronić ją przed wpływem niekorzystnych czynników zewnętrznych, które mogą prowadzić do jej przyspieszonego starzenia. 
Ten lekki odświeżający żel-krem został stworzony po to aby skóra pozostała gładka, sprężysta i odporna na codzienne działanie niekorzystnych czynników zewnętrznych:

  • klinicznie wykazano, że sprawia, iż skóra staje się jeszcze gładsza
  • zaraz po zastosowaniu redukuje widoczność linii powstałych wskutek wyszuszenia
  • 88% kobiet zaobserwowało, że zaraz po zastosowaniu uczucie ściągnięcia skóry minęło
  • 97% kobiet stwierdziło, że po tygodniu stosowania ich skóra sprawiała wrażenie doskonale nawilżonej.”  

Pojemność: 50ml
Cena regularna: ok. 50zł

Produkt zamknięty jest w uroczym, niebiesko-zielonym szklanym słoiczku, który wygląda muszę przyznać, dość „luksusowo”, no może poza tą plastikową nakrętką 🙂
Po dość nieprzyjemnych doświadczeniach z kremami do twarzy marki AVON, o których pisałam TUTAJ podchodziłam do tego produktu jak przysłowiowy „pies do jeża”. Kiedy otworzyłam słoiczek, w myśl ostatnich doświadczeń, najpierw powąchałam – ku mojemu zdziwieniu poczułam ulgę i pomyślałam: można? MOŻNA!!! Produkt pachnie świeżo i bardzo letnio, trochę takim nadmorskim szykiem, przypominającym mi osobiście wakacje na południu Hiszpanii. Dość specyficzny zapach zapadający w pamięć na dłużej.  
I chociaż skład produktu nie powala na kolana, zdecydowanie brakuje w nim naturalnych składników aktywnych, to postanowiłam dać mu szansę.

Konsystencja produktu jest żelowa, półprzeźroczysta, stosunkowo lekka, ale w dotyku dość klejąca się. Po aplikacji na twarz zamienia się po prostu w wodę i dość szybko wchłania. Pozostawia lepki film, który na szczęście ulatnia się po kilku minutach. Dzięki temu, że produkt jest w formie żelu bez problemu nałożymy go bardzo szybko na twarz, szyje i dekolt, bez potrzeby wcierania, wklepywania i rozsmarowywania. Wystarczy delikatnie rozetrzeć go w dłoniach i przeciągnąć po skórze. Krem, a właściwie żel posiada bardzo dobre właściwości aplikacyjne, ale UWAGA, nałożony w nadmiarze niemiłosiernie się lepi, więc spokojnie sprawdzi się tutaj stwierdzenie: mniej, znaczy lepiej 🙂
Co do jego skuteczności działania to nie wydaje mi się, aby dogłębnie i silnie nawilżał, ale stopień, w jakim to robi jest latem zdecydowanie wystarczający. Idealnie współgra z poprzednikiem, płynem z Tołpy – żaden nie pozostawia tłustej powłoki.
Szkoda tylko, że produkt ten nie posiada żadnego SPF-u, więc jeśli ktoś stosuje filtry to będzie zmuszony użyć na niego jakiś produkt z filtrem (na to też znalazłam sposób, ale o tym w następnym poście). Poza tym produkt bardzo udany, ładnie wygładza buzię nie uczulając jej przy tym i przede wszystkim orzeźwia i chłodzi cerę w upalne dni. I głównie dlatego znalazł się w tym zestawieniu. 

Skoro jesteśmy przy twarzy, to nie zapominajmy o ustach, które również latem potrzebują dużego nawilżenia – a już na pewno moje, ponieważ szczególnie latem borykam się z suchymi skórkami na wargach. I tutaj z pomocą przychodzi stary, dobry i niezastąpiony carmex, który tym razem wybrałam w wersji lime twist, czyli o zapachu limonki.

O tym, że jest doskonale nawilżający chyba nie muszę zbytnio przekonywać. Wersja limonkowa jest zdecydowanie stworzona na lato, daje długotrwałe uczucie odświeżenia i orzeźwienia, a fakt, iż posiada SPF na poziomie 15 tylko dodaje mu uroku i wielkiego plusa. Cudownie chłodzi nasze wargi i nie pozwala im wyschnąć przed długi czas. Idealny solo, ale również pod szminkę czy błyszczyk.
W odróżnieniu od innych produktów tego typu carmex wersja lime twist jest zabarwienia zielonego, kolorem przypominającego skórkę cytryny, co zresztą widać na zdjęciu poniżej. Mój absolutny HIT na lato – spróbuj a sama się przekonasz, że go już nie oddasz nikomu. Gwarantuję.

Kolejnym produktem, który znalazłam i z którego jestem zachwycona to pianka do mycia ciała pod prysznic marki Oriflame.

Swedish Spa Cooling Shower Mousse, Chłodząca pianka pod prysznic to według producenta „Pieniąca się pianka pod prysznic dająca przyjemne uczucie ochłodzenia.
Zawiera olejek z mięty pieprzowej, który natychmiastowo orzeźwia skórę
oraz wyciąg ze srebrnej brzozy o remineralizujących właściwościach.
Pozostawia skórę odświeżoną i pachnącą.”

Pojemność: 150ml
Cena regularna: 27zł 

Opakowanie produktu przypominające wyglądem piankę do golenia lub do włosów, skrywa w sobie totalne orzeźwienie, jakim jest pinka do mycia ciała – ja ją stosuję najczęściej pod prysznicem, niezastąpiona do szybkiego odświeżenia się. Aplikacja wygląda tak samo jak przy piance do włosów czy do golenia, po prostu z dozownika wydobywa nam się puszysty mus, za pomocą którego bardzo szybko możemy pokryć poszczególne partie ciała. Bardzo łatwo się spłukuje i nie pozostawia po sobie tłustej warstwy, za to zapach, który wydobywa daje nam totalnego kopa, szczególnie w takie dni jakie nastały teraz. Nie ma nic przyjemniejszego od odświeżenia się tą pianką pod prysznicem po powrocie do domu w 30-stopniowym upale.
Bardzo mocno wyczuwalna mięta otula całe nasze ciało, a uczucie ukojenia pozostaje jeszcze na długo. Bardzo przyjemny produkt, który ze względu na zapach jakim jest mięta może być taktowany jako „unisex”: zarówno dla kobiet, jak i dla mężczyzn. Chętnie zabiorę go ze sobą również na wakacje, szczególnie nad morze, gdzie po powrocie z plaży ukoi moje ciało i zmysły. Polecam 🙂

Podejrzewam, że nie znajdzie się nikt, komu by  pianka przeszkadzała w pielęgnacji, ale jeśli już ktoś taki się znajdzie, to może wypróbować po prostu orzeźwiający żel pod prysznic. Ja postawiłam aktualnie na produkt z asortymentu marki Miraculum z serii Paloma body SPA żel pod prysznic z tajską trawą cytrynową. Według Producenta „to egzotyczna podróż w krainę zapachów oraz intensywna pielęgnacja ciała. Dzięki zawartości ekstraktu trawy cytrynowej skóra jest zregenerowana i odświeżona. Ekstrakt z bambusa działa łagodząco i kojąco, esencja z limonki intensywnie nawilża suchą i podrażnioną skórę. Przyjemność kąpieli potęgują zmysłowe zapachy cejlońskiej zielonej herbaty tchniętej kwiatem jaśminu i drzewem sandałowym.”

Pojemność: 300ml
Cena: ok. 8-10zł

Typowy produkt do mycia ciała, który oprócz walorów zapachowych niewiele różni się od innych kosmetyków tego typu i z tej półki cenowej. Pachnie bardzo świeżo i budzi rankiem do życia po nawet nieprzespanej nocy. Zapach trawy cytrynowej z delikatną nutą słodyczy – to zapewne zasługa ekstraktu z kwiatów jaśminu, który jest w nim zawarty – jest tak intensywny, że dociera do każdego zakątka naszych nozdrzy nosowych. Kompozycja zapachowa świeża, przyjemna i naprawdę stawiająca na nogi. Jeżeli ktoś oczekuje od tego produktu nawilżenia to nie powinien po niego sięgać, ponieważ jak większość tego typu raczej może wysuszyć, a nie nawilżyć 🙁  Ja osobiście nie mam z nim tego typu problemu, ale jeśli ktoś ma bardzo suchą skórę to powinien uważać z częstotliwością jego stosowania.  W każdym bądź razie jakość kosmetyku adekwatna do jego ceny – dostajemy 300ml za powiedzmy przysłowiowe 10zł, więc nie ma co narzekać. Produkt zamknięty w plastikowej, przeźroczystej butelce wyposażonej w aplikator, którym możemy dozować ilość kosmetyku. Jest bardzo wydajny.
Jeżeli dla kogoś walory zapachowe kosmetyku są ważnym argumentem przemawiającym za jego  zakupem, to polecam – szczególnie właśnie w okresie letnim, kiedy najczęściej potrzebujemy orzeźwienia.

Idąc dalej chciałabym przedstawić kolejnego dzisiejszego bohatera, którym jest AVON Solutions Body, Lift & Firm Ice Body Lifting Treatment, a mówiąc językiem bardziej przyziemnym serum liftingująco – ujędrniające do ciała.
Kilka słów od Producenta: Jędrna skóra i widoczny efekt liftingu ciała. Formuła z niebieskimi drobinkami, które w kontakcie ze skórą zapewniają efekt chłodzenia. Stymuluje produkcję kolagenu, dzięki czemu uelastycznia i ujędrnia
skórę, zapewniając jej efekt liftingu, a zarazem przyjemnie chłodzi.”

Pojemność: 150ml
Cena regularna: 35zł

Z tego co zdążyłam się zorientować wnioskuję, iż nie jest to lubiany za bardzo produkt, przede wszystkim dlatego, że nie daje żadnego efektu ujędrnienia i liftingu – otóż drodzy konsumenci tego i podobnych tego typu produktów: żaden z nich, a już na pewno nie ten z przedziału cenowego <=150zł nie ujędrni naszego ciała, bez zaangażowania dodatkowych działań w postaci ruchu, regularnych ćwiczeń i wysiłku fizycznego z jednoczesnym stosowaniem zdrowej i zbilansowanej diety. Jeżeli kogoś odzieram w brutalny sposób z prawdy, w którą wierzył, to z góry przepraszam, ale taki jest właśnie mój punkt widzenia – ja po prostu w to nie wierzę. A dlaczego sięgam po tego rodzaju produkty – bo lubię się „czymś” wysmarować, często sięgam po nowinki, lubię sprawdzać, testować i cieszyć się, że to coś innego niż wszystkie pozostałe.
Wracając do naszego produktu, to jak widać na zdjęciu jest w formie przeźroczystego żelu wypełnionego niebieskimi, malutkimi i wyraźnie wyczuwalnymi pod palcami kuleczkami, bo to nawet nie są drobinki. Te kuleczki pod wpływem pocierania na skórze rozpuszczają się i dają efekt fajnego chłodzenia. Nie jest ono długotrwałe, ale zdecydowanie JEST, więc nie wiem skąd opinie, że ten produkt nie chłodzi? 

Żel po rozsmarowaniu na skórze, bardzo szybko się wchłania pozostawiając delikatną, aczkolwiek dość przyjemną powłokę, dlatego ja jestem zwolenniczką stosowania go na noc. Moja wersja widoczna na zdjęciach została chyba zastąpiona innym opakowaniem lub produkt został wycofany z oferty – tak często bywa w AVON-ie, bynajmniej w aktualnym katalogu widzę produkt o podobnej stylistyce, ale innych kolorach (taki ciemny czerwony) – nie wiem czy to jest to samo… W każdym bądź razie ja pamiętam kupiłam ten produkt na jakiejś wyprzedaży za ok. 8-9 zł, na pewno nie powyższej 10zł. I co tu dużo mówić, jestem po prostu z niego zadowolona.

Czy Wy też macie wrażenie, że w takim upale najbardziej cierpią nasze stopy, dźwigają biedne cały nasz ciężar, więc po ciężkim dniu należy im się nagroda i odpoczynek. Lubicie moczyć stopy w urządzeniu do masażu stóp? – ja uwielbiam 🙂 to moim zdaniem najlepszy sposób na odświeżenie zmęczonych stóp, zmiękczenie zrogowaceń i generalnie przygotowanie stóp do dalszych zabiegów pielęgnacyjnych. Często dolewam sobie „czegoś” do takiej wody, w której zanurzam zmęczone stopy, a ostatnio znalazłam na półce w Rossmanie sól do kąpieli stóp, która nie pieni się, a cudownie je odświeża. Mowa o marce FUSSWOHL, która dostępna jest tylko w Rossmanie i co najważniejsze jest stosunkowo tania.

„Fusswohl sól do kąpieli stóp zapewnia stopom odprężenie. Zawartość oliwy z oliwek i ekstraktu z soji pielęgnują delikatną skórę stóp. Specjalne połączenie substancji czynnych, limetki, olejku z pomarańczy, mentolu oraz kamfory zapewnia stopom przyjemne uczucie chłodu oraz energetyzująco na stopy.”

Pojemność: 300g
Cena regularna: 7,29zł (dzisiaj sprawdzałam)

Czy ja już pisałam, że mieszkałam siedem pięter nad Rossmanem? Wierzcie mi, że to wcale nie jest fajnie dla takich osób jak ja. Za każdym razem wychodząc z klatki potykam się o Rossmana, a tam ciągle promocje, promocje, promocje … ehh 😉

Podoba mi się skład tego produktu: ekstrakt z nasion soji, oliwa z oliwek, hydrolizat protein pszenicy, olejek eteryczny ze słodkiej pomarańczy czy witamina E to składniki, które w znacznym stopniu pozytywnie wpływają nie tylko na walory odświeżające nasze stopy, ale również je odpowiednio pielęgnują. Dwudziestominutowa kąpiel w ciepłej wodzie z dodatkiem tej soli sprawia, że nasze stopy są nie tylko odświeżone, ale również wypoczęte.
Producent zaleca 1 łyżkę stołową soli na 3-5 l. wody, ja jej nie odmierzam – po prostu trochę wsypuję do wody. Sól jest, jak zresztą widać, koloru żółtego i zabarwia wodę również na żółto, jest gruboziarnista i łatwo się rozpuszcza. Pachnie bardzo świeżo i bardzo intensywnie cytrusami. Najczęściej robię sobie takie małe SPA w salonie przed telewizorem, a wówczas ten przyjemny zapach roznosi się po całym mieszkaniu.
Taki seans to prawdziwa ulga dla stóp – sól w widoczny i znaczny sposób zmiękcza stopy i sprawia, że są miłe w dotyku. Odświeża, daje uczucie odprężenia, ale nie zastępuje kremu nawilżającego, więc należy pamiętać, aby po takim seansie nawilżyć stopy. Polecam.
 

Jakiś czas temu dorwałam chłodzący balsam do stóp w AVON (hmm, znowu AVON) i czekał właśnie na sezon letni – wywiązuje się ze swoich obietnic bardzo dobrze. Uważam, że wszystkie produkty z gamy foot works marki AVON są fajne, lubię je przede wszystkim za to, że świetnie dezodoryzują i odświeżają stopy. Biorąc pod uwagę ten balsam, czyli green tea & mint cooling lotion, dodatkowo mamy efekt chłodzenia. Nie oczekujmy od niego wielkiego nawilżenia, jeśli ktoś ma super gładkie, miękkie stópki to będzie zadowolony, gorzej z tymi, którzy noszą się z zamiarem zakupu tego produktu z myślą o dogłębnym nawilżeniu. U mnie sprawdza się nieźle, ale u osób z większym rogowaceniem to tak „pół na pół” – występują w podobnej cenie dużo lepsze nawilżacze do stóp, nawet w AVON. 

Produkt sam w sobie nie jest zły. W składzie, oprócz tytułowej mięty i zielonej herbaty (a właściwie to ekstraktu z nich), które jak wiadomo doskonale wpływają na walory odświeżające i dezodoryzujące, znajdziemy jeszcze otrzymywany z rzepaku olej canola, który odpowiada właśnie za nawilżenie skóry. W moim przypadku jest wystarczające, ale głównym powodem dla którego produkt znalazł się w tym zestawieniu jest efekt totalnego chłodzenia stóp.
Balsam jest zabarwienia zielonego, a jego konsystencja bardziej przypomina żel aniżeli balsam czy krem. To sprawia, że produkt jest bardzo wydajny, naprawdę niewielka jego ilość wystarcza na pokrycie obu stóp. Po aplikacji mamy wrażenie, że nasze stopy są bardzo lekkie i wprost unoszą się w powietrzu. Efekt nie do opisania, doskonały na duże upały. Polecam każdemu kto ma problem z ciężkimi i bolącymi stopami.
Aha, pojemność balsamu to 75ml, a cena waha się poniżej 10zł, w zależności od promocji – ja go kupiłam za ok. 5zł 😉

No i dobrnęliśmy do końca – za zakończenie nie pozostaje mi nic innego jak poinformować Was o kolorze moich paznokci. Szukałam delikatnej „mlecznej” mięty – postawiłam na Sally Hansen SMOOTH and PERFECT w odcieniu 06 AIR.

Powyższe kosmetyki pomagają mi aktualnie przetrwać podczas wielkich upałów, które siłą rzeczy nadeszły.
Ciekawa jestem czy znacie te kosmetyki? stosowałyście? lubicie je? A może właśnie wybierzecie je po zapoznaniu się z moją opinią o nich? Wasze opinie i sugestie zawsze mile widziane 🙂

Pozdrawiam, Aga.

Powrót na górę