Nowości na mojej półce | luty 2016
Skoro były zużycia kosmetyczne, to teraz pora na nowości na mojej półce. Kosmetyki, które dzisiaj prezentuję pojawiły się u mnie na przestrzeni ostatnich dwóch miesięcy i większość z nich już używam. Żaden z poniższych produktów nie został mi przekazany w ramach blogowej współpracy, ale są tutaj również i upominki od najbliższych – styczeń to czas zarówno moich urodzin jak i imienin, więc oprócz kwiatów były i prezenty.  
nowość
Tony Moly

Tomatox Magic Massage to maseczka Tony Moly, którą upolowałam w perfumerii Sephora. Jak sugeruje opakowanie w kształcie pomidora maska zawiera naturalne ekstrakty z pomidora a producent obiecuje „błyskawiczny blask” w postaci promiennej, wypełnionej, zrewitalizowanej i oczyszczonej skóry jednym gestem. Wydaje mi się, że to trochę za dużo obietnic jak na jeden produkt, ale maseczka podoba mi się, choć użyłam jej dopiero dwa razy. Z pewnością poświęcę jej na blogu odrębny wpis w towarzystwie kolegi jabłka, czyli kremowego peelingu z naturalną glinką.

Peter Thomas Ruth

Kolejne dwie maseczki Peter Thomas Ruth to przemiły prezent od przyjaciółki. Nie ukrywam, że sprawiła mi wielką niespodziankę, ponieważ bardzo chciałam je poznać. Przyznam szczerze, że jeszcze nie korzystałam z nich, ponieważ widoczne przez opakowanie żelowe formuły z pewnością będą do mnie bardziej przemawiały w ciepłe miesiące – myślę, że dobrym pomysłem będzie ich aplikacja prosto lodówki 🙂 Widuję je również w Sephorze, przynajmniej stacjonarnie, ponieważ obecnie w sklepie internetowych nie widzę ich. Miałaś? daj znać jak się spisały 🙂
 
Nuxe

I znowu maseczki, ale w płachcie i w ich przypadku to mój zakup. Maska Nuxe z serii Splendieuse ma za zadnie redukować przebarwienia i zapobiegać powstawaniu nowych. W opakowaniu dostępnych jest 6 sztuk i znając markę Nuxe to podejrzewam, że będą świetne. Dostępne m.in. w Sephora. 

Dior

Nowości makijażowe otwierają kosmetyki Dior: podkład Diorskin Forever, który powalił mnie na kolana. Jest po prostu genialny i wart każdej wydanej na niego złotówki. Wielokrotnie czytałam pozytywne opinie wprost wygłaszane na jego temat i pozostaje mi tylko je potwierdzić. Podkład jest dobrze kryjący, długo i bez zarzutów utrzymuje się na skórze, nie podkreśla porów, cera wygląda gładko i promiennie. Podkład daje matowe a przy tym aksamitne wykończenie, doskonale rozprowadza się na powierzchni skóry i zapewnia krycie na dużym poziomie nie powodując efektu maski. I tak to właśnie bywa w przypadku podkładów, kiedy poznajesz nowy, szybko okazuje się, że to właśnie on jest najlepszy. Czy trafię na bardziej doskonałe? Nie wiem 🙂 Póki co to ON jest dla mnie numerem 1.
Mam przyjemność poznać również kultową maskarę Diorshow Iconic Overcurl, której specjalnie zakrzywiona szczoteczka pogrubia, wydłużą i podkręca rzęsy. Bardzo mi się podoba wizualny efekt, który uzyskuję tą maskarą, przekonuje mnie również zawartość składników pielęgnujących rzęsy. Maskarę otrzymałam w prezencie wraz z miniaturową wersją paletki cieni do powiek i … naprawdę jest miniaturowa, kiedy zobaczyłam ją po raz pierwszy to zastanawiałam się jak oni w jej wnętrzu zmieścili aż 5 cieni – jeszcze ich nie używałam, ale podejrzewam, że na wyjazd będą rewelacyjne, przede wszystkim ze względu właśnie na ich rozmiar. To dokładnie miniaturowa wersja palety cieni 5 Couleurs Kingdom of Colors.

 

Marc Jacobs

A to było dla mnie ogromne zaskoczenie, przede wszystkim ze względu na rozmiar tego modelująco-rozświetlającego pudru od Marc’a Jacobs’a – jest ogromny (w porównaniu np. do trio Smashbox). To naprawdę duży dysk ze świetnym jakościowo dużym lusterkiem. Fajny produkt do modelowania twarzy, ale podobnie jak w przypadku palety Smashbox, nie spodziewaj się mega rozświetlającej tafli na kościach policzkowych muśniętych tym właśnie pudrem rozświetlającym. Posiadam wersję w odcieniu Mirage, czyli pośrednią.

Clarins

Kosmetyki Clarins przemawiały do mnie od dawna, a właściwie z całej oferty znałam dotychczas tylko koncentrat brązujący w kropelkach – swoją drogą genialny! Tym razem w moje posiadanie trafił jeden z trzech dostępnych koncentratów typu Booster – Detox. To detoksykujący koncentrat dla skóry zanieczyszczonej toksynami z powodu złej diety, po nocnej imprezie, czy na skutek przebywania w zadymionej atmosferze. Panujący i utrzymujący się ostatnio smog w powietrzu również mogę tutaj przytoczyć. Dozujemy kroplę do kremu i wraz z nim aplikujemy na skórę, w ten sposób możemy wspomóc każdą pielęgnację w kierunku oczyszczenia skóry.
Z kolei podkład Clarins Ever Matte jest naprawdę mat! Na tyle mat, że w aktualnych minusowych warunkach nie jest dla mnie odpowiedni, ale myślę, że będzie wybawcą latem, kiedy z mojej cery większość podkładów spływa.
Bardzo podoba mi się żel złuszczający, skóra jest po nim super gładka i z przyjemnością skuszę się na pełnowymiarową wersję tego produktu.

Burberry

Nowy zapach – Burberry BRIT Rhythm. Mocno kwiatowy, trochę pudrowy, trochę słodki, myślę, że częściej będę po niego sięgała, kiedy powitamy już wiosnę 🙂

 

Bandi

Pielęgnacyjny zestaw Bandi nie jest dla mnie zdecydowanie nowością, ponieważ korzystam z tych produktów od początku grudnia ubiegłego roku, ale nie miały jeszcze oficjalnej prezentacji, która im się należy. Na temat kosmetyków tego zestawu napiszę odrębny wpis, ponieważ to właśnie na nich postawiłam moją zimową kurację złuszczającą. I jak to bywa w przypadku zestawów, ma ona swoje ogromne plusy, ale również … może nie wady, ale kwestie, które ja bym chyba chciała widzieć inaczej. Niekwestionowaną gwiazdą tego zestawu jest krem o właściwościach złuszczających z kwasami pirogronowym, azelainowym i salicylowym. Cały zestaw dostępny w sklepie internetowym producenta oceniam na duży plus, ale jest w nim coś, co bym zmieniła. Szczegóły soon

   

GlamBrush

Na zakończenie trzy nowe pędzle i gąbeczka do aplikacji podkładu. Gąbeczki jeszcze nie używałam, ale to tylko dlatego, że odkąd mam pędzel z nowej kolekcji GlamBrush T23 żadnym innym akcesorium nie nakładam podkładu. Jednym słowem – idealny! Początkowo trochę obawiałam się tego grubego trzonka, ale bardzo szybko go opanowałam i codziennie po niego sięgam. Idealnie rozprowadza każdy podkład, nie tworzy smug, plam i czyni to niezwykle sprawnie i szybko – już dawno żaden pędzel do makijażu nie zrobił na mnie tak piorunującego pozytywnego wrażenia. Gąbeczka zatem GlamBrush poczeka, ale rzadko o niej czytam negatywne opinie.
Dwa pędzle po prawej MAX STUDIO znalazłam w TKMaxie – są OK, zdecydowanie lepiej mi się pracuje na pędzlach z włosiem syntetycznym niż naturalnym.

Zachęcam do obserwowania mojego profilu na Instagramie, ponieważ to tam z reguły pokazuję nowości kosmetyczne, które się u mnie pojawiają 🙂

Nasz produkty, które pokazałam?

Pozdrawiam serdecznie, Aga 🙂 

Powrót na górę